Witam ponownie!

Pamiętacie zapewne poprzedni pojedynek pomiędzy Reiklandczykami a Ostlandczykami. Dziś odsłona numer dwa, mam nadzieję, że również przypadnie wam do gustu

Miecze w dłoń!
Drużyny podchodzą do gry w nieco zmienionym składzie. Po stronie Seviego zabraknie miecznika Hansa – wypoczywa pod namiotem przez trzy kolejne potyczki po ranie z muszkietu. W takiej samej sytuacji jestem ja, tyle że u mnie pod opieką medyka pozostanie muszkieter Rufus, powalony bełtem. Czas zatem na małe przetasowania.
Sevi do drużyny przyłącza Wilhelma von Thierberga – czarodzieja kolegium ognia 1 poziomu. Dość postawny jegomość (4
WT, 2 ŻW) dysponujący płonącym czerepem wzmacnia defensywę Reiklandczyków. Co gorsza, Reiklandczycy wzbogacają się o kolejnego kusznika – Otta. Niestety nie znalazłem równie hojnych łupów ostatnim razem, zatem stać mnie na rekrutację nieco słabszego muszkietera w ramach umowy o zastępstwo

Helmut to zwyczajny żołnierz z muszkietem, na tyle wystarczyło złotych koron. Dodatkowa strzelba była mi bardzo potrzebna dla zachowania względnej równowagi strzeleckiej, a (niestety) szeregowi biało-czarni nie mogą zaopatrywać się w kusze
Tym razem postanowiliśmy wprowadzić lekkie urozmaicenie i spróbować rozegrać jakiś scenariusz. Kostki wyturlały nam NATARCIE. Według pokracznych wyliczeń (mam nadzieję, że słusznych) wyszło, że Ostlandczycy mają większy prestiż po ostatniej potyczce toteż wybrałem stronę atakującą:
Drużyna Ostlandczyków siedziała przy ognisku. Iskry wesoło strzelały w górę, a nietrzeźwi już żołnierze zapijali ostatnie sukcesy, śpiewając sprośne biesiady i tańcując na bosaka w rytm mandoliny, którą operował mocno już wstawiony Ullo. Niestety nie wszystkim była w głowie swawola – o ile Tom szybko powrócił do zdrowia i siedząc na uboczu dopijał w co drugiej kolejce z glinianego kubka, o tyle Rufus leżał właśnie pod namiotem i jedynie głośne biadolenie sugerowało, iż biedaczek jeszcze żyje. Reiklandczycy nie mieli skrupułów: Albert został pozbawiony oka, a Helmo miał rozoraną dłoń, jak gdyby ktoś zaczepił go harpunem. Otto siedział pochmurny i w jego głowie rodził się plan zemsty. Zemsty, która powoli wypierała z jego umysłu jakiegokolwiek odruchy litości. Zgnieciemy ich jak robaki – pomyślał. Z odrętwienia wyrwał go wzrok kapłana siedzącego naprzeciwko. Zdawało się, iż czytają w swoich myślach i są zaskakująco zgodni w swych intencjach.
O dziwo, wraz z Sevim wylosowaliśmy po dwa zadania dobrze nam znane z poprzedniego rozdania. Dla Ostlandczyków będą to:
CZAS TO PIENIĄDZ – czyli powinienem wygrać rozgrywkę do szóstej tury
SZERMIERZE – aby zrealizować cel nie mogę walczyć z wykorzystaniem dwóch broni ręcznych
WIADOMOŚĆ – aby zrealizować cel Sigmaryta musi donieść wiadomość na drugą stronę stołu
Reiklandczycy z kolei otrzymali taki oto przydział:
KRUCJATA – aby zrealizować zadanie, należy wyeliminować wrogiego duchownego/kapłana
KREW DLA BOGA KRWI – wyłączenie przynajmniej 50% modeli wroga
OKUP – drużyna musi ograbić każdy wyłączony z akcji model
Helmo skradał się jak mysz kościelna w stronę pozycji wroga. Miał szczęście, nikt nie zwietrzył jego obecności. Niestety niepokojąco wyglądał skład Reiklandczyków – do drużyny przybłąkał się czarodziej ognia, co zwiastowało wyłącznie kłopoty. Na pocieszenie Gunter nie wiedział, z której strony nadejdzie cios, rozstawiając żołdaków niemalże w jednej linii. Helmo uśmiechnął się – nic tak mocno nie paraliżuje przeciwnika jak niepewność. Niepostrzeżenie wrócił do własnego obozu z zebranymi informacjami.
Sevi rzeczywiście wystawił wszystkich w jednej linii. Nie ukrywam, że pokrzyżowało mi to szyki, ale próbowałem odnaleźć pewne pozytywy w takim stanie rzeczy. Flanki były zupełnie nieobsadzone i właśnie nimi miał nastąpić frontalny atak. Czy jednak do niego doszło? Zapraszam do dalszej lektury!
Sigismundowi nie w smak była obecność czarodzieja. Jak nikt z całej ferajny znał ich wredne sztuczki. Tradycja Ognia była niszczycielską domeną, a czary potrafiły obracać w pył całe regimenty wojsk wraz z inwentarzem. Należało pozbyć się tego heretyka jak najszybciej, nim zdąży wymamrotać magiczne formuły. Tutaj, na końcu świata, Święta Inkwizycja nie miała nad nim pieczy, a wizja przypalenia żywcem niewiernego guślarza na pewno spodoba się Sigmarowi, który łaskawym okiem spogląda na swego sługę. Ten, choć grzeszny, stara się żyć w zgodzie z własnym powołaniem.
Albertowi przypadł zaszczyt obsadzenia lewej flanki. Został sam w ruinach, dość ryzykownie, niemniej jednak wolałem „ubezpieczyć” tę część stołu na wypadek nieprzewidzianych działań. Pozostała piątka (nie licząc myśliwych) skryła się za wysokim pagórkiem po prawej. Stefan i Tom stanowili przednią straż dla Otta i Sigismunda. W tymże też miejscu znalazł się Helmut, którego zadaniem było odciąganie uwagi od nacierającej bandy.

[Ostland!]
Myśliwych rozstawiłem na tyłach/bokach drużyny Seviego: Ullo zajął prawy narożnik, natomiast jego brat skradał się z zupełnie przeciwnej strony, kryjąc się za niską górką.

[Ullo w natarciu]
Code:: |
Pogoda: SILNY WIATR (-1 do trafienia przy strzelaniu, broń prochowa wypala na 4+)
|
Helmo zajął dogodną pozycję. Wicher targał gałęziami pobliskich drzew, porywając liście w szalonym tańcu. Zbliżała się jesień, a wiatr mógł być sprzymierzeńcem lub wrogiem. Wiedział o tym, gdyż polował od dziecka. Gdy dobywał strzałę z kołczanu, spojrzał na swoją okaleczoną dłoń. Czuł, że już nigdy nie odzyska sprawności. Przygnębienie z nienawiścią było bardzo niebezpieczną mieszanką, a na horyzoncie majaczył już Otto wraz z towarzyszącym mu czarodziejem. A gdyby tak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu?...
Rzeczywiście, jak na NATARCIE wystawiliśmy się mało ofensywnie. Pomimo, że zasada ZWIADOWCY nie miała tu zastosowania, to obaj strzelcy byli w odpowiedniej odległości. Mam nadzieję, że niczego nie popsuliśmy
Ostlandczycy ruszyli do natarcia. Między pagórkiem a lasem był tylko niewielki prześwit, który z premedytacją mogli wykorzystać wrodzy strzelcy. Na szczęście udało się sprawnie przebiec. Jedynym, któremu zabrakło tchu w piersiach był Helmut. Obdarzony przez Matkę Naturę kiepską kondycją odpuścił forsowny marsz i opierając się plecami o skałki wycelował z muszkietu, który za parę chwil miał wypalić. Asekurował swoich nowych towarzyszy broni.
Runda Seviego nie przynosi większych rozstrzygnięć. Symboliczne ruchy oraz niecelne strzały zwiastowały najgorsze, co mogło się stać dla Reiklandczyków.
Poczuł wiatr we włosach, wiał dokładnie tak, jak życzył sobie myśliwy. Helmo przyklęknął na jedno kolano, z patosem dobył strzały z przerzuconego przez plecy kołczanu, przeciągając jeszcze palcami po lotce. Cięciwa, napięta do granic możliwości, czekała na upuszczenie. Strzała wyrwała się do przodu niczym kawaleria von Raukova, precyzyjnie trącając w korpus zdezorientowanego kusznika, wyłączając go z akcji!
Krytyczne trafienie przyjąłem z entuzjazmem. Oniemiałem z wrażenia, gdy okazało się, iż wypadł...rykoszet. Nie doceniałem własnych łuczników, jednak z każdą kolejną grą udowadniali, iż są właściwym wyborem. Przejdźmy jednak do meritum.
Otto upadł bezwładnie z przestrzeloną piersią, jednak pocisk nieubłaganie sunął dalej po swej trajektorii, sięgając również wrogiego czarodzieja. Ten złapał się za udo – krew tryskała z tętnicy, przyprawiając go o omdlenie i w konsekwencji wyłączenie z akcji!
Uff. I pomyśleć, że był to jeden strzał! Ów heroiczny wyczyn kończy się dla Seviego tragicznie. Z racji wyeliminowania 25% drużyny, Sevi zmuszony jest testować zdolności przywódcze. Wyrzucona ostatecznie dziewiątka kończy się dlań fatalnie, drużyna zostaje rozbita i następuje koniec starcia.

[man of the match - Helmo po znakomitym strzale rozbija bandę Reiklandczyków!]
Gdy ruszyli z ukrycia, Helmut wycelował w stronę wrogiej grupy. Nim jednak pociągnął za spust, przeciwnicy zaczęli uciekać. Powstrzymał się więc ze strzałem i ze zdziwieniem spojrzał na Ostlandczyków dążących do starcia. Sigismund stanął jak drętwy, opierając swój ogromny miecz o ramię. Próbował zrozumieć, jak to się stało, że Helmo w pojedynkę przegonił całą zbrojną bandę. Najbardziej szkoda mu było czarodzieja, którego chciał pociągnąć za język...
Komentarz po bitwie:
Szybkie i niespodziewane zwycięstwo! Szczerze powiedziawszy żaden z nas nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Silny wiatr miał popsuć szyki strzelcom, jednakże szczęśliwie trafiłem wrogiego kusznika, a pocisk rykoszetem powalił też czarodzieja. Cóż, bez szczęścia w kostkach nie da się wygrywać. Tym razem to ja byłem górą!
TABELA POWAŻNYCH OBRAŻEŃ:
Otto: 26 – rana klatki piersiowej. Wyjątkowo celny strzał doprowadził do rany na wylot. Od tej pory kusznik otrzymuje na stałe modyfikator -1 do
WT.
Wilhelm: 52 – powrót do zdrowia. Pomimo iż pocisk powalił wrogiego maga, ten bardzo szybko wykurował się i w następnej potyczce może dołączyć do Reiklandczyków.
Za realizację dwóch zadań zainkasowałem parę
PD. Kontynuując festiwal rzucania sześciu oczek w fazie eksploracji dochodzi do niecodziennego zdarzenia:
666 – DŁUG WDZIĘCZNOŚCI:
Otto wracał rozgoryczony. Po raz kolejny Gunter podwinął nogi za pas, bojąc się stanąć w szranki. Z rozpaczy pociągnął szybkim haustem solidny łyk krasnoludzkiej wódki. Fala dreszczy przebiegła jego ciało, a ciepło rozpaliło trzewia. Wtem na horyzoncie zamajaczyły jakieś dwie sylwetki. Na pewno nie były to pijackie majaki. Wódka, choć mocna, nigdy na niego tak nie działała. Dobył więc pistoletu i wycelował w stronę dwójki podróżników. Ullo i Helmo stali już gotowi do strzału, czekając wyłącznie na skinienie oficera. Tymczasem podróżnicy unieśli ręce w pokojowym geście. Kapitan stanął jak wryty - stał przed nim przyjaciel z dawnych lat, który winien był mu niegdyś przysługę. Padli sobie w ramiona, a znali się jak łyse konie. Kartograf ukłonił się i oferując pomoc przyprowadził też dobrze opancerzonego sierżanta, który akurat szukał jakiejś lekkiej, a dochodowej roboty. Że w życiu nie umiał nic ponad rąbanie swoim mieczem, Otto przyjął go do drużyny jak swojego, a w obozie dowiedział się, co przywiało w te strony tak zacnego jegomościa.
Za sprzedane łupy do drużyny dołączyłem sierżanta Gregora, który od tej pory miał być łącznikiem między szeregowcami a Ottem. Kartograf przyłączył się na jedną potyczkę jako Najemne Ostrze. Sevi z kolei dokooptował sobie muszkietera. Jak widać już na tym etapie uwypukliły się różnice między bandami: Reikland postawił na solidną defensywę, podczas gdy Ostlandczycy werbują do swoich szeregów żołnierzy bardziej zorientowanych na walkę wręcz. Jak to się skończy? O tym w następnym rozdaniu!