Ech... to jeszcze byś mógł wygrać, Grichalk

Szkoda... tak naprawdę jedna-dwie tury więcej i moich mogłoby już nie być - do piachu poszły największe koksy - ogry i kapłan...
Też zapominałam o zasadach, w większości tych na własną korzyść

Ileż to razy nie rzuciłam save'a

Za dużo rzeczy mnie rozpraszało. Ale jakoś to wszystko poszło... szybko. Byłam zaskoczona, że zamiast wychodzić o 21, wyszliśmy nawet przed czasem, chwilę po 19. Jak to jest, że Marienburgi tym razem nie opóźniały harmonogramu?
Pierwsza bitwa z Mecenasem. Fajnie, krasnoludy nie są zbyt mobilne więc liczyłam na to, że nałapię sporo kamyków. I faktycznie, 3 kamyki złapane, gorzej kiedy znalazłam się w zasięgu strzału inżyniera, pani dowódczyni i Tileana. Panią szlachciankę co chwila przewracały wiewiórki, które jednak nie zdołały jej wyeliminować całkowicie (ach, te krasnoludy i zdejmowanie ich tylko na 6). Strzał z garłacza oczywiście niewiele zrobił, bo krasnale odporne są na takie rzeczy, ale dla zasady należało wypalić z lufy. Niestety wiele to nie dało. Zszedł mój kapitan, a pijaków nie miałam jeszcze, więc zdawałam na Ld7 i jak to bywa u mnie - nie zdałam, więc bitwa w plecy. Nie z kretesem, bo 4:16, a Wyrdstone dał mi dobry zarobek na kolejną bitwę i możliwość zakupienia dwóch pijaków. Dobre i to. Wszyscy chociaż przeżyli.
Druga bitwa z Tomkiem. Oj, bałam się tego Averlandu. Oboje wystawiliśmy się przy kaplicy z fanatycznym kapłanem, więc od początku byliśmy dość blisko siebie. Pierwsza myśl - pozbyć się kapłana. Tomek strzelał w niego wszystkim, czym tylko się dało, ale niestety pech w rzutach sprawił, że kapłan stał nadal i groził odprawieniem swoich rytuałów, więc trzeba było działać. Nie miałam za bardzo czym strzelać - poza wiewiórami od kapłana. I znów kapłan Taala pokazał, na co go stać. Nie było za bardzo co zbierać z Wilhelma. Nawet nie zdążył otworzyć ust do modlitwy... Reszta była formalnością. Tomek wziął mnie w dwa ognie z garłaczy, ale niewiele to dało, za to ja wzięłam go w dwa ogry. A kapłan za pomocą wiewiór skutecznie eliminował strzelców stojących z tyłu i zarówno elf, jak i nizioł, nie mieli szans w starciu z krwiożerczymi gryzoniami. Pożegnaliśmy się z Averlandem ciepło zwycięstwem 20:0. Mój kapitan niestety zarobił starą ranę, ale ani razu nie rzuciłam jedynki, więc miałam szczęście.
Trzecia bitwa ze Snajkiem. Occupy bez routów to coś, czego nie lubię ze skavenami. Pułapki w domkach niewiele robiły, kapitan poradził sobie ze szczurami, a ogr z frenzy miał niezłe szanse na ubicie szczuroogra. Głupio trochę zrobiłam, że poszłam na tego szczuroogra, ale nie doceniłam proc. Proce wprawdzie nie robiły wielkiego spustoszenia, ale skutecznie spowalniały Ostlandczyków. W szczuroogra nie dało się puścić wiewiór, więc mogłam liczyć jedynie na ogra z frenzy. Fakt, zrobił wiele, ale odszedł i dopiero jego ogrzy kuzyn zdołał ubić szczuroogra, przy czym sam potem zginął i zrobiło się trochę łyso... wynik był od połowy bitwy do przewidzenia, remis zarówno pod względem domków, jak i w zdejmowaniu ludków z pola bitwy. Ładne, czyste 10:10. Ogry przeżyły, wszystko inne też, więc bez tragedii. Dokupiłam sobie myśliwego z łukiem, wielkie nic, ale chociaż straszył przeciwników możliwościami
Czwarta bitwa znów z rodziną, czyli z Krzychem. Bretonia nieliczna, ale konia Krzysiek odkupił, więc trzymałam się na baczności, bo wiedziałam, że konny rycerz może albo paść, albo zrobić masakrę (tak było w pierwszej bitwie). Wiewiórki znów były w natarciu, a i ogrom się poszczęściło. Trzymaliśmy po jednym budynku do przeszukania na koniec. Konny rycerz ładnie okrążył pole bitwy i chciał wejść do "mojego" domku, ale został powstrzymany przez szarże i... a jakże, wiewiórki. Skończyło się to dla niego boleśnie, bo bitwy nie przeżył. Przeżył tym razem jego koń. Skarb znaleźliśmy pod sam koniec (Krzysiek w końcu przeszukał swój domek, niestety bez efektu). Nie zdążyliśmy się z nim ruszyć, bo Bretonia dała znak do odwrotu. 20:0 i fajny zarobek na ostatnią bitwę pozwolił mi zainwestować w drugi garłacz i parę pistoletów dla kapitana (bardzo chciałam, żeby miał WYSIWYG). Od 7 ludków na początku dobiłam do 13, w skrzyni była relikwia, więc mogłam spać w miarę spokojnie bez lęku o niezdanie routa. Przydało się to w ostatniej bitwie. Do tego kapłan Taala dostał dwa nowe skille, więc mieliśmy sorcery i nowy czar. Liczyłam na święte piwko, ale niestety wylosował mi się kompletnie nieprzydatny w kolejnym scenariuszu tanglefoot. Trudno, i tak wiewiórki były najbardziej w użyciu.
Piąta bitwa i znów krasnoludy, tym razem Grichalka. Fajna banda, ciekawa, a przy tym mocna. Inżynier był jedynym strzelcem, ale był strzelcem niesamowitym. Wiadomo, street fight to okazja do postrzelania sobie, ja nie bardzo miałam z czego (wspomniany łucznik wiele nie robił krasnoludom, a na bronie palne na początku było za daleko). Pecha miałam na początku, gdy jeszcze nad głową zuchwałego szamana szaleli orczy bogowie. Dwa razy przeszedł się po Ostlandczykach Gork, na szczęście eliminując tylko jednego (szkoda, bo miał dwa ataki z dzidy i krasnoludom mógłby dopiec). Mork dla krasnoludów był o wiele łaskawszy. Tego było za wiele, zaszarżowałam szamana ogrami i dla pewności puściłam znów wiewiórki. Ogry uderzyć nie zdążyły - szaman chyba miał alergię na gryzonie, bo poszedł w pi... w piękną rozgwieżdżoną noc

Pierwszy sukces. Dalej różowo nie było. Gniew bogów ustał, za to przyszedł czas na gniew krasnoludów. Inżynier pięknie sobie radził z ogrami, które bardzo osłabione doszły do walki (o ile w ogóle doszły). Pożegnały się niestety z polem bitwy o wiele dla mnie za wcześnie. Bohaterowie z kapitanem na czele spisywali się odrobinę lepiej. Niestety ciosem było dla mnie odejście kapłana Taala... bez wiewiórek moje siły były znacznie nadwątlone. Tak naprawdę pogodziłam się już z przegraną i gdyby nie pierwszy niezdany rout krasnali (który był, jak się teraz okazuje, do uniknięcia

), to mógł być remis ze wskazaniem na Grichalka lub w ogóle jego zwycięstwo. Zeszło mi 5 typków i to tych najlepszych. A niestety kapitan stał dalej, więc nawet na pijakach zdawać routa nie mogłam. To był wyjątkowo emocjonujący mecz o trzecie miejsce. Nauczyłam się nigdy nie lekceważyć inżyniera z kuszą
Podsumowując: Ostland fajną bandą jest

Trzyma i klimat, i siłę. Dwa ogry i kapłan to niezastąpiona ekipa.
I fajnie, że Leszczowi udało się wygrać Karnawałem. To chyba drugie zwycięstwo Karnawału w historii (po Falkonie 2008), przez sentyment do mojej ulubionej bandy zawsze będę kibicować niezdrowym błaznom