Dziś odbyła się chyba najbardziej epicka bitwa w moim życiu. Tak wielkich emocji nie było już dawno. Nie przypominam sobie, by jakikolwiek turniej mnie tak poruszył. Co tam turnieje, co tam nagrody, kiedy tam banda rozwija się przez 4 bitwy, a tu mamy już bandy po 10+ bitwach!
Zagraliśmy scenariusz Lost Caravans - kupiecka karawana rozbiła się w szczerym polu w Mountains of Mourn i zaatakowała ją banda rozjuszonych ogrów. Naszym zadaniem było uratowanie kupca i jego ludzi przed atakiem. W zamian mogliśmy liczyć na sowitą zapłatę...
Powiem tak - banda Telchara jest jedną z najgroźniejszych w tej kampanii. Nie była taka od początku, ale w którymś momencie stała się naprawdę trudnym przeciwnikiem. Paradoksalnie, spory wpływ na to miał fakt, iż po którejś przegranej szef zmienił się w pomiot Chaosu. Do tego banda urosła w siłę. 16 chłopa przeciwko moim 16 (ale wliczając w to zombiaki ze skilla).
Miały miejsce chyba wszystkie możliwe przypadki - random happening w postaci tygryska szablozębnego, który połasił się na kości skorpiona (Belandysha wcześniej wylosowali Stach i Vercy, więc u nas nie mógł się już pojawić). Był też i detonujący się zombiak-terrorysta, huczały zaklęcia z ust nekromanty i licza, były epickie szarże i emocjonujące rzucanie routa przez kilka tur. Sama radość, jednym słowem. Rzadko daje się dokonać takiej masakry po obu stronach. Zwykle jest mizianie się po ryjkach i szybka ucieczka jednej ze stron. Tu było inaczej - tłukliśmy się do niemal ostatniego modelu.
Trudno mi przytoczyć wszystkie wydarzenia. Bitwa była długa, bo po naszych turach następowała tura kupców walczących z ogrami. Ogry jednak nie były zbyt mocne. Udawało nam się je tłuc ze znacznymi sukcesami. Telchar przejął mroczną magią jednego z ogrów i skierował go do walki ze mną. Szybko uciekł mu spod kontroli, ale plan wypełnił - zajął mnie walką z ogrem i pozbawił możliwości walki z jego Chaośnikami.
Moim chyba najlepszym posunięciem był totalnie samobójczy i bezsensowny atak zombiakiem z bombą w brzuchu. Zdetonował się w promieniu 3" i zdjął chyba 4 typów, a jednego przewrócił. Swoim (stojącym blisko) nie zrobił prawie nic. Od tego momentu wyrównały się trochę szanse, choć wciąż to Telchar był faworytem tej bitwy.
W którymś momencie straciłam wiarę w zwycięstwo, ale z racji, iż zeszła mi większość modeli, postanowiłam walczyć dalej. Nie było wiele do stracenia, a wyrzynka do zera rzadko się zdarza. Skorzystałam zatem z okazji. Routy rzucaliśmy już oboje, ale oboje twardo zdawaliśmy. Raz Telchar nie zdał, ale przerzucił wynik z króliczej łapki i rzut obrócił się na jego korzyść. Emocje wciąż rosły. Poschodziła mi większość modeli - w którymś momencie zeszli wszyscy bohaterowie prócz licza. Ale i licza po raz pierwszy w kampanii ktoś ośmielił się powalić. Mimo iż na początku walki startował od 8 woundów (połowa z nich pochodziła ze wstydliwego procederu ssania od wroga energii życiowej). W końcu nadeszła ostatnia tura. Jedyna, w której mogło się zdarzyć cokolwiek na moją korzyść. Zostały mi dwa modele - strach na wróble i skorpion. Strach miał 10 Ld, więc rout nie był problemem, ale ile mogli ustać, skoro gonili już resztką sił? Zagłada wisiała już nad nimi. Telchar jednak rzucił routa i nie zdał. Za którymś razem nie dopisało szczęście, choć miał go dużo.
Dla mnie to nie był koniec zabawy, bo musiałam jeszcze ubić ogra. Ale to akurat okazało się formalnością. Zdałam ostatniego routa po ucieczce Chaosiarzy i ubiłam skurczybyka. Zyskałam tym samym przychylność kupca, który podarował mi mapę do leża smoka. Czeka nas kolejna przygoda - wyprawa po artefakt
Ostatecznie zeszło mi 14 modeli, z czego 3 nie brały udziału w rzucaniu przeżywajek, bo 2 to zombie ze skilla, a 1 to samobójca-detonator. Zdechło tylko 2, niestety wighty, ale stać mnie na ich odkupienie. Licz nabawił się nienawiści do typa, który go sprzątnął, nekromanta i jeden z GG stracili po oku, a jeszcze jeden GG został ograbiony z jakże cennego miecza i tarczy. Jak na taką masakrę, to miałam wyjątkowego farta i bardzo się cieszę, że sprawa skończyła się tylko w taki sposób. Na szczęście mam spore oszczędności po poprzedniej bitwie i mogę spokojnie odkupić to, co mi zostało odebrane.
Podsumowując - była to bardzo satysfakcjonująca, pełna emocji i wielkich chwil bitwa. Kupiec przewodniczący karawanie musiał być poruszony tak ofiarną odsieczą sił Chaosu i Nieumarłych

Ale wynagrodził nas jak trzeba, więc nie został zombiakiem
Dzięki wielkie dla Michała za dzisiejszą bitwę

Myślę, że to jedno z tych spotkań, które zapamiętuje się na długo. Szanse były wyrównane i różnie mogły się zdarzenia potoczyć, praktycznie do ostatniej chwili. Wyszło jak wyszło, ale emocje były niesamowite. Rzadko zdarzają się aż takie bitwy.
To kto chce bić się ze smokiem za tydzień?